Chodź ze mną na przeszczep
5 marca, 2024 olahola
*

Zabrałam Was ze sobą na dializy to czemu by nie wziąć na przeszczep? Zapraszam wszystkich, którzy jeszcze czekają na swoją szansę oraz tych, którzy są ciekawi jak wygląda cały proces okołooperacyjny:)
TELEFON z informacją, że jest dla mnie nerka dostałam w nocy z 06 na 07 lutego 2024. Na szczęście nie musiałam daleko jechać, wszystko dzieje się w obrębie Warszawy. Wiadomo, emocje, telefony do bliskich, szybkie pakowanie torby i w drogę. Nie ukrywam, pędziliśmy jak szaleni, trochę niepotrzebnie bo nie wygląda to tak spektakularnie jak na filmach:D Około 20 minut czekania na przyjęcie na oddział, pierwsze badania z krwi i można “iść spać”. Oczywiście nie jest to proste w takim momencie! Rano już była u mnie Kasieńka i…. dalsze godziny czekania:D Okazało się, że na stół idę jako druga, ponieważ przede mną będzie pacjent z przeszczepem nerki i trzustki. Z takich technicznych rzeczy to nie można oczywiście jeść, pić, musisz się ogolić i wykąpać takim specjalnym mydełkiem. A i dla mnie nowość dostałam jakiś płyn do płukania buzi przed operacją:D
Mamy 17:00…DOBRA, JEDZIEMY! Na dole miła atmosfera, wszyscy uśmiechnięci, jest sympatycznie. Usypiacza dostałam tylko w żyłę, ostatnie razy miałam do tego jeszcze maseczkę (według mnie- bez niej lepiej bo potem nie ma tego posmaku po operacji). Mam wrażenie, że każdy z anestezjologów (w mojej ocenie najsympatyczniejsi lekarze ze wszystkich) ma swoją technikę zabawiania pacjenta przed zaśnięciem:D Ten akurat sobie nucił;) DO BRZEGU. Po operacji pierwsze co pamiętam, to że miałam poczucie że się duszę. Okazało się, że szybki paw (xd) uratował mi życie hhahhahah. Potem to wiecie, pamiętam jak przez mgłę. Coś tam bolało, ale byłam na pół świadomce. Koło 11 (?) zawołali mnie na dializy, więc musiałam jeszcze spróbować zjeść KLEIK i kisiel na śniadanie, mniam mniam. Na dializach nadal pół przytomna, średnio w ogóle w telefon mogłam patrzeć. Z dializ pojechałam już na oddział (bo rano byłam na pooperacyjnej). A i jeszcze- wenflon do tętnicy, dren i cewnik założyli mi przez sen, więc wiele nieprzyjemności mnie ominęło. Potem pojechałam na usg. Tam okazało się, że nie do końca nerka działa jak powinna. Dostałam super wypasioną nerkę z 3 tętnicami (to ponoć dużo) i mój jakby to nazwać… Mało wydolny (xd) organizm nie dawał rady nawiązać z nią współpracy. Tak więc dostałam propozycję nie do odrzucenia- operujemy i próbujemy ratować- albo się uda albo od razu wycinamy nerkę i powtórka z rozrywki. Z perspektywy czasu, dobrze że to wszystko działo się dzień po dniu, bo nie zdążyłam odpocząć. Głowa i organizm miały po prostu na raz duży wycisk. Tym razem na sali operacyjnej sytuacja trochę bardziej napięta, wszystko na szybko, ponoć była walka z czasem. Tym razem usypiacz w żyłę +maseczka. Z dodatkowych “udogodnień” założyli mi centralkę przez sen, więc znów trochę cierpienia mnie ominęło:)
BUDZĘ SIĘ. Znów wszystko jak przez mgłę, poprosiłam tylko czy na chwile może wejść do mnie mama, żeby zapytać się czy przynajmniej mam jeszcze nerkę w sobieXD Operacja się udała, teraz tylko musiałam się zgrać z nerką, a ona ze mną. Od czwartkowej rewizji do niedzieli byłam wycięta z życia. Serio. Nie było szału, ale pierwsze spacerki i minimalne rozciąganie za mną. Od poniedziałku zaczęło wracać we mnie życie. Dosłownie, ponieważ od poniedziałku nerka pierwszy raz zaczęła pracować i było pierwsze większe siku! Od wtorku tak naprawdę nerka była już “rozsikana”, co oznacza że podjęła pierwszą funkcję. Teraz tylko musi mnie zacząć czyścić. Przez pierwsze dni spadki kreatyniny (bo będzie to główny poziom odniesienia) były spektakularne. Poniżej 4 mg/dl zaczęła spadać zdecydowanie wolniej, więc znowu uzbrajamy się w cierpliwość.
CO OPRÓCZ TEGO? Po rewizji miałam jeszcze spadki hemoglobiny, więc przetaczali mi 3 jednostki krwi (dziwna sytuacja, że przetaczamy przy hgb powyżej 7, a ja przy 5 dawałam radę bez dodatkowego wsparciaXD). Cały czas też biorę zastrzyki na rozrzedzenie krwi, to pewnie standardowa procedura, ale daje znać żebyście mieli jak najwięcej informacji:) Po dializach też mega ironią było, jak usłyszałam że mam za niski potas i sód :’’) Więc MUSZĘ NADRABIAĆ POMIDORKAMI. Żyć nie umierać, w samym szpitalu zjadłam już 3 wielkie porcje pomidorówki (pozdrawiam mamę i Konrada<3), a pomidorek do kanapki smakuje jak ambrozja.
DREN. Po względnej stabilizacji nerki, pojawił się jeszcze jeden problem. Standardowo dren wyciąga się 3 doby po operacji. No niestety, nie wiem skąd w moim niewielkim organizmie cały czas zbierało się mega dużo płynu, który jest odprowadzany do drenu. W pewnym momencie (jakby było dotychczas mało emocji) jeden z lekarzy zasugerował, że być może zbiera się tam dodatkowy mocz. W skrócie oznaczałoby to, że trzeba operować i zespolić miejsce, z którego owy mocz ucieka. Nie ukrywam, kosztowało mnie to naprawdę dużo stresu, ponieważ dopiero co zaczynałam wracać do żywych, a tu takie propozycje. Na szczęście po zweryfikowaniu kreatyniny z zawartości drenu, okazało się że wszystko jest w normie. Nadal nie wiadomo skąd, ale gdzieś tam się tego dużo we mnie zebrało. Finalnie miałam dren 15 dni.
Trochę się już tego zebrało, a nie chciałabym Was zanudzić. Tutaj skończę, ale myślę że napisze jeszcze w następnym wpisie o szpitalu, nowych lekach, zmianach fizycznych w organizmie czy podsumowujących wrażeniach po czasie.
Trzymajcie się,
Olahola xo
TELEFON z informacją, że jest dla mnie nerka dostałam w nocy z 06 na 07 lutego 2024. Na szczęście nie musiałam daleko jechać, wszystko dzieje się w obrębie Warszawy. Wiadomo, emocje, telefony do bliskich, szybkie pakowanie torby i w drogę. Nie ukrywam, pędziliśmy jak szaleni, trochę niepotrzebnie bo nie wygląda to tak spektakularnie jak na filmach:D Około 20 minut czekania na przyjęcie na oddział, pierwsze badania z krwi i można “iść spać”. Oczywiście nie jest to proste w takim momencie! Rano już była u mnie Kasieńka i…. dalsze godziny czekania:D Okazało się, że na stół idę jako druga, ponieważ przede mną będzie pacjent z przeszczepem nerki i trzustki. Z takich technicznych rzeczy to nie można oczywiście jeść, pić, musisz się ogolić i wykąpać takim specjalnym mydełkiem. A i dla mnie nowość dostałam jakiś płyn do płukania buzi przed operacją:D
Mamy 17:00…DOBRA, JEDZIEMY! Na dole miła atmosfera, wszyscy uśmiechnięci, jest sympatycznie. Usypiacza dostałam tylko w żyłę, ostatnie razy miałam do tego jeszcze maseczkę (według mnie- bez niej lepiej bo potem nie ma tego posmaku po operacji). Mam wrażenie, że każdy z anestezjologów (w mojej ocenie najsympatyczniejsi lekarze ze wszystkich) ma swoją technikę zabawiania pacjenta przed zaśnięciem:D Ten akurat sobie nucił;) DO BRZEGU. Po operacji pierwsze co pamiętam, to że miałam poczucie że się duszę. Okazało się, że szybki paw (xd) uratował mi życie hhahhahah. Potem to wiecie, pamiętam jak przez mgłę. Coś tam bolało, ale byłam na pół świadomce. Koło 11 (?) zawołali mnie na dializy, więc musiałam jeszcze spróbować zjeść KLEIK i kisiel na śniadanie, mniam mniam. Na dializach nadal pół przytomna, średnio w ogóle w telefon mogłam patrzeć. Z dializ pojechałam już na oddział (bo rano byłam na pooperacyjnej). A i jeszcze- wenflon do tętnicy, dren i cewnik założyli mi przez sen, więc wiele nieprzyjemności mnie ominęło. Potem pojechałam na usg. Tam okazało się, że nie do końca nerka działa jak powinna. Dostałam super wypasioną nerkę z 3 tętnicami (to ponoć dużo) i mój jakby to nazwać… Mało wydolny (xd) organizm nie dawał rady nawiązać z nią współpracy. Tak więc dostałam propozycję nie do odrzucenia- operujemy i próbujemy ratować- albo się uda albo od razu wycinamy nerkę i powtórka z rozrywki. Z perspektywy czasu, dobrze że to wszystko działo się dzień po dniu, bo nie zdążyłam odpocząć. Głowa i organizm miały po prostu na raz duży wycisk. Tym razem na sali operacyjnej sytuacja trochę bardziej napięta, wszystko na szybko, ponoć była walka z czasem. Tym razem usypiacz w żyłę +maseczka. Z dodatkowych “udogodnień” założyli mi centralkę przez sen, więc znów trochę cierpienia mnie ominęło:)
BUDZĘ SIĘ. Znów wszystko jak przez mgłę, poprosiłam tylko czy na chwile może wejść do mnie mama, żeby zapytać się czy przynajmniej mam jeszcze nerkę w sobieXD Operacja się udała, teraz tylko musiałam się zgrać z nerką, a ona ze mną. Od czwartkowej rewizji do niedzieli byłam wycięta z życia. Serio. Nie było szału, ale pierwsze spacerki i minimalne rozciąganie za mną. Od poniedziałku zaczęło wracać we mnie życie. Dosłownie, ponieważ od poniedziałku nerka pierwszy raz zaczęła pracować i było pierwsze większe siku! Od wtorku tak naprawdę nerka była już “rozsikana”, co oznacza że podjęła pierwszą funkcję. Teraz tylko musi mnie zacząć czyścić. Przez pierwsze dni spadki kreatyniny (bo będzie to główny poziom odniesienia) były spektakularne. Poniżej 4 mg/dl zaczęła spadać zdecydowanie wolniej, więc znowu uzbrajamy się w cierpliwość.
CO OPRÓCZ TEGO? Po rewizji miałam jeszcze spadki hemoglobiny, więc przetaczali mi 3 jednostki krwi (dziwna sytuacja, że przetaczamy przy hgb powyżej 7, a ja przy 5 dawałam radę bez dodatkowego wsparciaXD). Cały czas też biorę zastrzyki na rozrzedzenie krwi, to pewnie standardowa procedura, ale daje znać żebyście mieli jak najwięcej informacji:) Po dializach też mega ironią było, jak usłyszałam że mam za niski potas i sód :’’) Więc MUSZĘ NADRABIAĆ POMIDORKAMI. Żyć nie umierać, w samym szpitalu zjadłam już 3 wielkie porcje pomidorówki (pozdrawiam mamę i Konrada<3), a pomidorek do kanapki smakuje jak ambrozja.
DREN. Po względnej stabilizacji nerki, pojawił się jeszcze jeden problem. Standardowo dren wyciąga się 3 doby po operacji. No niestety, nie wiem skąd w moim niewielkim organizmie cały czas zbierało się mega dużo płynu, który jest odprowadzany do drenu. W pewnym momencie (jakby było dotychczas mało emocji) jeden z lekarzy zasugerował, że być może zbiera się tam dodatkowy mocz. W skrócie oznaczałoby to, że trzeba operować i zespolić miejsce, z którego owy mocz ucieka. Nie ukrywam, kosztowało mnie to naprawdę dużo stresu, ponieważ dopiero co zaczynałam wracać do żywych, a tu takie propozycje. Na szczęście po zweryfikowaniu kreatyniny z zawartości drenu, okazało się że wszystko jest w normie. Nadal nie wiadomo skąd, ale gdzieś tam się tego dużo we mnie zebrało. Finalnie miałam dren 15 dni.
Trochę się już tego zebrało, a nie chciałabym Was zanudzić. Tutaj skończę, ale myślę że napisze jeszcze w następnym wpisie o szpitalu, nowych lekach, zmianach fizycznych w organizmie czy podsumowujących wrażeniach po czasie.
Trzymajcie się,
Olahola xo
Podziel się swoimi przemyśleniami…
Jestem Ciebie dumna ❤️. Trzymaj się,wszystko będzie dobrze,tak czuję 😘🤗
Dziękuję <3 Jeszcze trochę przede mną, przygody się mnie trzymają... Ale nie ma co, działam!
Jesteś bardzo dzielna ❤️
🎈❤️
Byłam widziałam i kocham Cię jeszcze bardziej.
Zawsze gdy będziesz potrzebowała to będę
@magdalena dla Ciebie też jestem 🥰
❤️❤️❤️
no dzięki mamcia, bo już sie bałam 😀
Witaj. Fantastycznie, że nereczka podjęła wspólpracę. Trzymam kciuki aby tak zostalo na dlugooooo.
Ja miałam przeszczep we wrześniu 2022r.
Tel zadzwonił o 7:30 z mojej stacji dializ. O 8:30 byłam już podłaczona do ostatniej dializy i po pobraniu krwi. 10; 30 zarejestrowana w szpitalu i czekajaca na przeszczep. Przedemną był przeszczepiany „moj brat bliźniak” 😉 o 22 pojechałam na salę operacyjną. Ocknęłam się ok 2:00, czułam się fatalnie, okazało się, że anastazjolodzy nie tak założyli dojście centralnie gdyż leki, które dostawałam nie całe szly do krwi ale także do oplucnej. Ten i kolejne dwa dni pamiętam jak.przez mgłę. Szalejące tętno, przewóz do innego szpitala na chirurgię naczyniową aby usunęli mi cewnik zaloźony do operacji i jego końcówkę ktora pozostała w sercu. Udalo się ale wysoka gorączka i ból byly nie do zniesienia. Następnego dnia wróciłam na oddział gdzie miałam przeszczep, ściągnęli mi wodę z opłucnej bo miałam problemy z oddychaniem. Strach przed założeniem kolejnego dojścia centralnego. Na szczęście wszystko się udało. Przez te perypetie nie miałam sił cieszyć się sikającą nerka.
Po kilku dniach wszystko sie ustabilizowało. Dren też dlugo nosiłam gdyź koło nerki pojawily mi się zbiorniki z moczem i chłonką. Leżałam w szpitalu miesiac, po 3 dniach pobytu w domu wróciłam na oddział z urosepsą i kolejne 3 tyg w szpitalu.
Dużo było problemów i cierpienia ale i tak drugi raz zdecydowałabym się na przeszczep. Nereczka śmiga już od 1,5 roku kreatynina w granicach 1.
Wreszcie czuje że żyje.
Dziękuję rodzinie mojego dawcy za tak piekny dar.
Źle to zabrzmi, ale dobrze wiedzieć że nie tylko mnie spotkały też te mniej fajne przygody. Najgorszy jest ten czas na początku kiedy niby już „po wszystkim”, a tak naprawdę nie można się z tego jeszcze cieszyć. Ja jeszcze walczę, bo współpracę podjęłyśmy z nerką, ale parametry cały czas wyższe niż powinny. Więc ciężko jest ruszyć do przodu z życiem, jak ten temat jest niedomknięty:) Cóż po raz kolejny trzeba wykazać się cierpliwością…:)
Znam ten „niedomknięty temat” 🙂 Ja jestem rok po przeszczepie i nadal nie potrafię się w pełni cieszyć i ruszyć z niektórymi rzeczami, bo cały czas jest problem z moczowodem. Obecnie mam wstawiony do moczowodu stent Allium 😀 Cieszę się Ola, że masz nową nerkę – teraz z górki! Twoja historia Karolina też niesamowita, super, że nerka ostatecznie śmiga 💪
Dzięki za te słowa i trzymam za Ciebie kciuki:)
Brakuje mi tu historii jak dzień przed tym jak lekarz stwierdził, że w drenie może byc dodatkowy mocz, pół dnia śmiałysmy się, że sikasz do drenu ha ha ha. Wtedy bawiło niesamowicie 😉
XD tak było
Dzielna jesteś Olahola. Tak trzymaj. Buziaczki
Dzięki wielkie, staram się!
Dzielna Oleńko trzymaj się, a my nadal trzymamy kciuki
Dziękuję pięknie, buziaczki dla Was❤️
Fajny blog .Kawal dobrej roboty .Dzieki że się tym podzieliłaś.A po zatym jesteś twarda.Trzymam kciuki 🙂
P.s
Też czekam na swój tel.:)
pozdrawiam
Dziękuję bardzo! Życzę jak najszybszego telefonu:)