Trochę o złości
5 maja, 2024 olahola
*

Nie mam weny. Nie założyłam tego bloga, żeby się żalić jak mi źle (bo nie jest), ale głowę mam trochę gdzie indziej co utrudnia moją blogerską karierę. Propos zajętej głowy to chyba moją podstawową negatywną emocją nie jest smutek, a złość (po tatusiu;)). I tak trochę widzę po sobie, że ta złość się “rozlewa” na wszystko po kolei. Cztery pobyty w szpitalu od przeszczepu mogą być same w sobie denerwujące, ok!
Ale żeby tak cały czas się złościć? Wiecie, że zupa za słona, buty nie tak odłożone, wyniki za wysokie… A tak w ogóle to czuję, że już mnie nie kochasz! Dobra, może przesadziłam, ale chciałam żebyście zrozumieli kontekst. Pełno jest teraz na Instagramie mądrości, że powinniśmy pozwalać sobie na przeżywanie negatywnych emocji… Jednak kiedy powiedzieć sobie stop? Gdzie stoi magiczna granica? Wtedy gdy sami poczujemy, że nas to przerasta czy kiedy mówią nam o tym nasi bliscy?
Ja w każdym razie mam bingo. Sama już widzę, że trochę mi ta złość przesłania racjonalne myślenie (pfff, serio uważam że na co dzień myślę racjonalnie?XD), ale też docierają do mnie jakieś szepty z zewnątrz w tej sprawie. Dobra może nie szepty, tylko donośne tony. I wtedy cała na biało wchodzi wymówka “ALE TY NIE WIESZ CO JA PRZECHODZĘ!!!”. No pewnie nie wie, ale jak wpływam negatywnie na innych to chyba trochę maleje znaczenie tego co tam sobie przeżywamy aktualnie. A może wcale nie?
Nie wiem, nie znam odpowiedzi. Tak sobie na głos przy Was myślę. Jak wiecie gdzie istnieje granica pomiędzy ubolewaniem nad własnym losem, a prawem do wylewania na innych swoich żali to dajcie znać.
Trzymajcie się,
Olahola xo
Ale żeby tak cały czas się złościć? Wiecie, że zupa za słona, buty nie tak odłożone, wyniki za wysokie… A tak w ogóle to czuję, że już mnie nie kochasz! Dobra, może przesadziłam, ale chciałam żebyście zrozumieli kontekst. Pełno jest teraz na Instagramie mądrości, że powinniśmy pozwalać sobie na przeżywanie negatywnych emocji… Jednak kiedy powiedzieć sobie stop? Gdzie stoi magiczna granica? Wtedy gdy sami poczujemy, że nas to przerasta czy kiedy mówią nam o tym nasi bliscy?
Ja w każdym razie mam bingo. Sama już widzę, że trochę mi ta złość przesłania racjonalne myślenie (pfff, serio uważam że na co dzień myślę racjonalnie?XD), ale też docierają do mnie jakieś szepty z zewnątrz w tej sprawie. Dobra może nie szepty, tylko donośne tony. I wtedy cała na biało wchodzi wymówka “ALE TY NIE WIESZ CO JA PRZECHODZĘ!!!”. No pewnie nie wie, ale jak wpływam negatywnie na innych to chyba trochę maleje znaczenie tego co tam sobie przeżywamy aktualnie. A może wcale nie?
Nie wiem, nie znam odpowiedzi. Tak sobie na głos przy Was myślę. Jak wiecie gdzie istnieje granica pomiędzy ubolewaniem nad własnym losem, a prawem do wylewania na innych swoich żali to dajcie znać.
Trzymajcie się,
Olahola xo
Podziel się swoimi przemyśleniami…